Przejdź do głównej zawartości

Słowenia - Bled


     Po intensywnym pierwszym dniu pobytu w Słowenii i marudzeniu, zarówno dzieci jak i męża, przy wspinaniu się na schody prowadzące do wodospadu Savica, drugiego dnia powiedziałam rodzince żeby sobie zostali na kempingu, a ja sama pojadę zwiedzać Bled.


     W planach miałam pokonanie następnych stopni, tym razem miały to być schody prowadzące do Zamku biskupów z Brixen,  a także spacer dookoła Jeziora Bled. Zapowiadało się więc na kolejny aktywny dzień a nie chciałam za bardzo męczyć dzieci, ani sama się denerwować słuchając ich narzekań.  I co? Nikt nie chciał słyszeć o siedzeniu w namiocie, zabawie na placu zabaw i pluskaniu się w lodowato zimnej rzecze. Wszyscy chcieli jechać na kolejną wycieczkę. 

      Pojechaliśmy więc. Bled jest miasteczkiem typowo turystycznym. Kościół znajdujący się na maleńkiej wyspie jest jedną z turystycznych wizytówek Słowenii. Turystów było tu  więc zdecydowanie więcej niż w odwiedzanym przez nas pierwszego dnia Bohnij

      Po zaparkowaniu samochodu udaliśmy się na spacer wzdłuż jednego z brzegów pięknego, alpejskiego, polodowcowego jeziora, skąd rozpościerał się piękny widok na zamek, do którego mieliśmy zamiar zawędrować.





     Przy plaży znaleźliśmy drogowskaz "Grad" i udaliśmy się stromą, wąską ścieżką (urozmaiconą dużą ilością schodów) wiodącą przez las do zamku zbudowanego na skale, który góruje nad błękitną taflą jeziora. Zamek przez 800 lat należał do biskupów z Brixen, a obecnie znajduje się w nim muzeum.

      Do zamku można się także dostać autem, gdyż prowadzi tam normalna, asfaltowa droga, ale tym razem nie poszliśmy na łatwiznę i dotarliśmy na górę o własnych siłach.

     Do muzeum od początku nie planowaliśmy wchodzić, chcieliśmy jednak zobaczyć z góry panoramę miejscowości oraz jezioro wraz z wysepką i znajdującym się na niej Kościołem Wniebowzięcia NMP.


      Niestety, mimo opisu z przewodnika, nie zobaczyliśmy tego co planowaliśmy ponieważ obszar dookoła zamku zarośnięty był krzakami.


     Po drodze do zamku natrafiliśmy jeszcze na kościół Świętego Marcina z charakterystyczną neogotycką wieżą, który dziewczynki bardzo chętnie odwiedziły. W ogóle one bardzo chętnie zwiedzają wszystkie napotkanie kościoły, nie wiem po kim to mają.



      Po zejściu z góry przespacerowaliśmy się jeszcze trochę wzdłuż brzegu jeziora, ale ostatecznie zrezygnowaliśmy z przejścia go dookoła, ponieważ kończył się nam czas w parkomacie, a poza tym mieliśmy już zaplanowane odwiedzenie następnej atrakcji.

       Cuda natury zdecydowanie bardziej interesują nas niż dzieła ludzkich rąk (choć te czasem też chętnie podziwiamy) dlatego korzystając z okazji, że jesteśmy niedaleko wąwozu Vintgar postanowiliśmy do odwiedzić.

      Dojechanie do wąwozu nie było niestety łatwą sprawą, nie ma on oczywiście konkretnego adresu, który można wpisać w nawigację, a z Bledu (mimo niewielkiej odległości) nie prowadziły do niego żadne kierunkowskazy. Wpisaliśmy więc w nawigację tylko Vintgar i jechaliśmy za jej wskazówkami przez wioski z uliczkami tak wąskimi, że minięcie się dwóch samochodów graniczyło z cudem. Na szczęście, w pewnym momencie zaczęły się pojawiać drogowskazy za którymi mogliśmy podążać. 

       Przed wejściem do wąwozu znajduje się kilka bardzo dużych, bezpłatnych parkingów z których należy przejść asfaltową drogą do kasy i właściwej części wąwozu (bilety: 4 euro/osoba dorosła, 0,8 euro / dzieci do 6 lat).

     Wąwóz Vintgar został wyżłobiony przez rwące wody rzeki Radowny. Niezwykle malowniczą trasą dla turystów prowadzą nas drewniane mostki, które często biegną wzdłuż stromych skał po jednej stronie i koryta rzeki po drugiej. Niejednokrotnie łączą one także przeciwległe brzegi wąwozu pozwalając nam podziwiać wartki strumień biegnący pod nami. 


  








     Mniej więcej w połowie wąwozu zauważyliśmy intrygujące formy skalne przy skraju wody. Zainteresowani podeszliśmy bliżej i okazało się, że niestety nie jest to kolejny cud natury, a wytwór ludzkich rąk. Wielu turystów schodzi z mostków po to aby ułożyć jak najwyższą wierzyczkę z kamieni i zostawić po sobie jakiś ślad.




      Trasa kończy się mostem przy 13-metrowym wodospadzie Sum, skąd po krótkim odpoczynku udaliśmy się w drogę powrotną. Mimo, iż przejście całego wąwozu to około 3 km w jedna stronę tym razem obyło się bez marudzenia. Szlak prowadzony jest cały czas po płaskim terenie, bez znacznych wzniesień i schodów, a dodatkowo skały wąwozu dostarczają przyjemnego cienia więc dziewczynki bardzo dzielnie maszerowały. 

       Po przyjeździe na kemping w nagrodę mogły zrelaksować się trochę i popluskać w zimnej wodzie. Choć nie wiem co w tym może być przyjemnego, kiedy ma się wrażenie, że ktoś nam wbija szpilki do nóg, ale dzieci zdają się tego w ogóle nie zauważać. Dla nich woda to woda. 


       Pozostałe atrakcje Słowenii:
Bohnij - Kolejka gondolowa Vogel - Wodospad Savica - Jezioro Bohnij





Komentarze

  1. już poprzednia odsłona była wspaniała. Piękne zdjęcia. Widoki, które chce się oglądać bez końca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaazdroszczę Wam tejwyprawy :-) cudne miejsca :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla takich widoków mogłabym przejść setki kilometrów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To spokojnie będziesz mogła zajść do Słowenii na nogach :)

      Usuń
  4. ale cudne widoki wow bosko po prostu mogłabym tam pomieszkać

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam te Wasze podróżnicze posty ! Baśniowe krajobrazy, intrygujące opisy - aż człowiek chciałby się tam teleportować w trybie natychmiastowym :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ciastolina bez gotowania

       Bardzo lubimy bawić się różnego rodzaju masami plastycznymi . Masa plastyczna to nie tylko świetna zabawa, ale także bardzo dobre ćwiczenie wpływające na rozwój mowy, z czym nadal walczymy. 

Detektyw Pozytywka

        Nowa seria ćwiczeń na tablicę interaktywną z genial.ly właśnie pojawia się na blogu - nasze lektury .  Mam nadzieję, że chętnie będą z niej korzystali nauczyciele klas początkowych, a także rodzice, którzy będą chcieli przybliżyć swoim pociechom klasykę literatury dziecięcej.

Co zabrać pod namiot z dzieckiem?

        Lato w pełni, choć pogoda nie zawsze na to wskazuje. Niemniej jednak, nie zważając na panującą za oknem aurę, postanowiliśmy wyskoczyć na kilka dni pod namiot do Czech. 

Poznajemy kontynenty

     Podróże to nasza pasja. Na dysku czeka na opublikowanie i opisanie wiele zdjęć z naszych wakacyjnych wojaży.  Niestety domowy budżet z gumy nie jest, podobnie zresztą jak czas, więc powracamy do naszych podróży palcem po mapie w ramach projektu Mali Podróżnicy . 

Dziecko na warsztat - Doświadczenia

     Listopad upłynął nam pod znakiem doświadczeń. Obserwowaliśmy reakcje chemiczne, uczyliśmy rodzynki skakać, zmiękczaliśmy jajko, bawiliśmy się kolorami i ogniem... a wszystko to w ramach kolejnej odsłowny Dziecka na warsztat.

Wachlarz z piórek DIY

Wachlarz z piórek DIY         Wachlarz z piórek DIY zrobiłyśmy z dziewczynkami w ramach przygotowania lekcji dla trzeciej klasy o uczuciach i Japonii. 

Syrenka warszawska - praca plastyczna

Syrenka warszawska - praca plastyczna       Myszka kocha syrenki. I nie ma dla niej większej różnicy czy jest to Syrenka Ariel czy Syrenka Warszawska .

Mali Podróżnicy - Egipt

Mali Podróżnicy - Egipt       Mali Podróżnicy zwiedzają w tym miesiącu Egipt . Gdy w pierwszy dzień zasiedliśmy do wspólnej zabawy Myszka była ubrana w swój ukochany strój Elsy - tata powiedział jej, że przecież Elsa nie mieszkała w Afryce, na co Myszka zripostowała: "ale mogła jechać tam na wakacje". Tak więc mam nadzieję, że Elsa na wakacjach dobrze się bawiła.

Galaktyka w słoiku

      Próbowaliście kiedyś zamknąć całą galaktykę w słoiku ? My spróbowaliśmy i wiecie co? Udało nam się! I wcale nie było takie trudne.

Wyklejanka z kolorowego ryżu

       Kilka dni temu rozpoczęliśmy przygotowania do kolejnego warsztatu w ramach akcji Dziecko na Warsztat. Tym razem omawiamy Australię, a jedną z zabaw było wyklejanie różnymi rodzajami kaszy kangura i misia koala (cały warsztat będzie do zobaczenia już w poniedziałek). Myszce tak bardzo spodobało się to zajęcie, że przygotowałam jego inną wersję.

Facebook