Zaczęła się wiosna zaczął się sezon podróżniczy. Na pierwszą wycieczkę wybraliśmy się do Częstochowy. Myszka już dawno chciała tam pojechać. Mamy puzzle z zaznaczonymi atrakcjami Polski i gdy je kiedyś układałyśmy zaproponowałam Myszce aby wybrała sobie gdzie chce pojechać na wycieczkę. Znalazła wówczas obraz Matki Boskiej Częstochowskiej i powiedziała, że tam chce jechać.
Do Częstochowy mamy ponad 150 km więc chciałam połączyć zwiedzanie Jasnej Góry z jakąś inną atrakcją. Wybór padł na Muzeum Historii Kolei oraz Muzeum Górnictwa Rud Żelaza. W Częstochowie jest także Muzeum Produkcji Zapałek, niestety jest nieczynne w weekendy (poza okresem wakacyjnym).
Zaczęliśmy od zwiedzania Muzeum Historii Kolei, dziewczynki liczyły, że zobaczą pociągi, ale niestety się przeliczyły. Muzeum, które według informacji zamieszczonej w informatorze dotyczącym Szlaków Zabytków Techniki powinniśmy zwiedzać około 45 minut, zwiedziliśmy w minut 5. I trzeba tu nadmienić, że nie tylko weszliśmy, przeszliśmy i wyszliśmy. Zatrzymaliśmy się także przy każdym z eksponatów, a o niektórych także wysłuchaliśmy informacji jakiej udzielił nam Pan pilnujący ekspozycji.
Dziewczynkom najbardziej podobało się zrekonstruowane pomieszczenie zawiadowcy stacji, a szczególnie stary telefon i maszyna do pisania. W muzeum jest także bogaty zbiór lamp kolejowych, sprzętu do budowy torowisk oraz mundurów kolejarskich. (Wstęp jest darmowy).
Po krótkiej wizycie w muzeum pojechaliśmy na Jasną Górę. Byłam tam już wcześniej, ale szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że jest tam tyle miejsc udostępnionych do zwiedzania. Zawsze wchodziliśmy tylko do Kaplicy Matki Bożej i Bazyliki Jasnogórskiej.
Tym razem jednak weszliśmy do każdego miejsca, które było otwarte. Byliśmy, między innymi, w Sali Rycerskiej, w której znajdują się pamiątkowe sztandary wojskowe.
Sala Rycerska, była jednym z nielicznych miejsc, w których można było robić zdjęcia, więc nie pokarzę Wam innych miejsc, ale odwiedziliśmy także Skarbiec, Muzeum 600-lecia, Bastion Św. Rocha - Skarbiec Pamięci Narodu oraz Arsenał. Zwiedzanie z moimi córeczkami, zwłaszcza z Myszką, nie jest takie proste. Najlepiej by było gdybym sama najpierw tam pojechała, zrobiła doktorat ze znajdujących się tam zabytków, a dopiero później zabrała w to miejsce Myszkę. Myszka chciała wszystko wiedzieć: co to, kto to, jak to, kiedy to i przede wszystkim dlaczego, dlaczego, dlaczego...
Skorzystaliśmy także z pięknej pogody i pospacerowaliśmy między budynkami klasztoru. Gdy przechodziliśmy kolo wieży, okazało się, że także jest otwarta i można na nią wejść. Poszliśmy więc.
Gdy wchodziliśmy na wieżę mówiłam Myszce, że to jest wieża podobna do tej w jakiej w bajkach mieszkają księżniczki. Weszłyśmy, a Myszka stwierdziła, że "tu nie ma żadnej wieży". No cóż, chyba nie tego się spodziewała.
Byłam bardzo dumna z dziewczynek, szczególnie z Kruszynki, że weszła sama na górę po 300 schodach! Weszła, a później jeszcze oczywiście zeszła. I to wszystko bez chwili marudzenia. Jak chce to potrafi.
Po zwiedzeniu wzdłuż i wszerz Jasnej Góry udaliśmy się do Muzeum Górnictwa Ród Żelaza, które znajduje się tuż obok. Przed muzeum ustawiona stara kolejka, nie muszę chyba pisać, że dziewczynki były nią bardzo zainteresowane.
Muzeum, które tym razem mieliśmy zwiedzać około godziny, zwiedziliśmy w 10 minut (bilet rodzinny 20 zł). W podziemnych korytarzach, wydrążonych w latach 1974-1976 na terenie Parku im. Stanisława Staszica, mieliśmy okazję zobaczyć prawdziwy chodnik w obudowie drewnianej i stalowej, komorę pomp oraz rekonstrukcję przodka z maszynami górniczymi.
Kruszynce bardzo się nie podobało to muzeum, strasznie się bała, bo z głośników było słychać odgłosy jadącego pociągu lub czegoś w tym stylu. Cały czas siedziała mi na rękach i się trzęsła, nie pomagało nawet to, że pokazywaliśmy jej, że tory są ustawione tylko kawałek, a dźwięki dochodzą z głośników, a nie z lokomotyw. Tak to jest jak się zawsze dzieciom powtarza żeby się trzymały z daleka od torów i uważały na pociągi. Kruszynka wzięła to sobie do serca aż nadto. Choć z dwojga złego lepiej żeby się bała i uważała, niż żeby wbiegała na tory nie pacząc czy coś nie jedzie.
Oglądnęliśmy więc wszystko z grubsza i opuściliśmy muzeum.
Co jest najważniejsze w każdej wycieczce? Oczywiście plac zabaw! Nie ważne gdzie jesteśmy, plac zabaw zawsze musimy odwiedzić.
Gdy wracaliśmy do samochodu dziewczynki były już nieco zmęczone i chciały żeby je nieść. Niosłam więc Kruszynkę, ale gdy zaczęła się robić za ciężka chciałam ją postawić na nóżki i wiecie co zrobiła moja mała cwaniara? Położyła mi główkę na ramieniu i udawała, ze chrapie. Rośnie mi mała spryciara.
Gdy wchodziliśmy na wieżę mówiłam Myszce, że to jest wieża podobna do tej w jakiej w bajkach mieszkają księżniczki. Weszłyśmy, a Myszka stwierdziła, że "tu nie ma żadnej wieży". No cóż, chyba nie tego się spodziewała.
Byłam bardzo dumna z dziewczynek, szczególnie z Kruszynki, że weszła sama na górę po 300 schodach! Weszła, a później jeszcze oczywiście zeszła. I to wszystko bez chwili marudzenia. Jak chce to potrafi.
Muzeum, które tym razem mieliśmy zwiedzać około godziny, zwiedziliśmy w 10 minut (bilet rodzinny 20 zł). W podziemnych korytarzach, wydrążonych w latach 1974-1976 na terenie Parku im. Stanisława Staszica, mieliśmy okazję zobaczyć prawdziwy chodnik w obudowie drewnianej i stalowej, komorę pomp oraz rekonstrukcję przodka z maszynami górniczymi.
Kruszynce bardzo się nie podobało to muzeum, strasznie się bała, bo z głośników było słychać odgłosy jadącego pociągu lub czegoś w tym stylu. Cały czas siedziała mi na rękach i się trzęsła, nie pomagało nawet to, że pokazywaliśmy jej, że tory są ustawione tylko kawałek, a dźwięki dochodzą z głośników, a nie z lokomotyw. Tak to jest jak się zawsze dzieciom powtarza żeby się trzymały z daleka od torów i uważały na pociągi. Kruszynka wzięła to sobie do serca aż nadto. Choć z dwojga złego lepiej żeby się bała i uważała, niż żeby wbiegała na tory nie pacząc czy coś nie jedzie.
Oglądnęliśmy więc wszystko z grubsza i opuściliśmy muzeum.
Co jest najważniejsze w każdej wycieczce? Oczywiście plac zabaw! Nie ważne gdzie jesteśmy, plac zabaw zawsze musimy odwiedzić.
Gdy wracaliśmy do samochodu dziewczynki były już nieco zmęczone i chciały żeby je nieść. Niosłam więc Kruszynkę, ale gdy zaczęła się robić za ciężka chciałam ją postawić na nóżki i wiecie co zrobiła moja mała cwaniara? Położyła mi główkę na ramieniu i udawała, ze chrapie. Rośnie mi mała spryciara.
Żałuję, że mamy daleko do Częstochowy, bo Jasna Góra jest nam bardzo bliska. Ale jak tylko Tygrys podrośnie na pewno tam zawitamy. Mnie w dzieciństwie fascynowały kule armatnie w murach klasztoru. Jestem pod wrażeniem, że dziewczynki podołały w wspinaczce na wieżę. Jak byłam kiedyś z moją siostrą, wtedy 10, może 12 latką odstawiał taką histerię, że musiałam ją zostawić w połowie wieży. Dopiero teraz dociera do mnie co zrobiłam.
OdpowiedzUsuńBudujące dla mnie jest to, że są rodzice, którzy zabierają swoje pociechy do muzeów. To drugie z przyjemnością odwiedzę sama.
Podobne kule są u nas na wieży kościelnej.
UsuńNa Jasnej Górze jestem minimum raz w roku, a w przedstawionych przez Ciebie muzeach nie byłem ani razu ;). To pierwsze, patrząc na zdjęcia, niezbyt mnie porywa, ale do Muzeum Górnictwa może kiedyś zajrzę ;).
OdpowiedzUsuńMuzeum kolei faktycznie nie było porywające, a muzeum górnictwa jest zaraz obok klasztoru więc jak znów będziesz na Jasnej Górze to możesz go b odwiedzić.
UsuńJejciu, jak ja dawno tam nie byłam, ostatni raz przed maturą :(
OdpowiedzUsuńU Was też jest tradycja, że przed maturą zamiast się uczyć jedzie się modlić? :)
UsuńWspaniały wyjazd, byłam z rodziną w Częstochowie :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńŚwietny pomysł na weekendowy wypad :) Ja dawno byłam w Częstochowie chyba ostatni raz w szkole średniej, chyba to znak że najwyższy czas się wybrać z bąkami :)
OdpowiedzUsuńMY chyba też jeszcze tam kiedyś wrócimy bo chcieliśmy jeszcze odwiedzić Park Miniatur Zabytków Sakralnych
UsuńMoje strony. Ja w Częstochowie często bywam.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńByłam ostatnio dwa lata temu, chętnie bym się wybrała :)
OdpowiedzUsuńSą takie miejsca do których chętnie się wraca.
UsuńJaka wspaniałą wycieczka! Chętnie bym się też wybrała.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńDla nas to drugi koniec Polski! Nie mogę się doczekać aż Oli podrośnie i będziemy zwiedzać tego typu miejsca. Może nie od razu zapuścimy się aż tak daleko, ale z pewnością to tylko kwestia czasu. :)
OdpowiedzUsuńMy pierwszą daleka podróż (do Turcji) odbyliśmy gdy Kruszynka miała 1,5 roku, a Myszka 3. Im mniejsze dzieci tym łatwiejsze podróżowanie :)
Usuń