Wczoraj moje dzieci, a szczególnie Myszka przechodziły same siebie. Od rana były piski, krzyki, bicie i dokuczanie biednemu Fiodorkowi (naszemu kotkowi). Myszka chyba przechodząc rano ze swojego łóżka do mojego wstała lewą nogą. Puki jedna rozrabia to da się to jakoś ogarnąć, ale jak razem zawiążą wspólny front przeciwko mamie, a zdarza się to coraz częściej, to już jest koniec świata.
Kruszynka jest zapatrzona w siostrę jak w obrazek, często zdarza się, że słucha tylko jej, tylko z nią chce się bawić i jej zaimponować. Gdy Myszka każe jej rozrabiać to Kruszynka robi to z dziką przyjemnością byle tylko przypodobać się starszej siostrzyczce. Im bardziej mama się wkurza tym bardziej one się cieszą i nakręcają do dalszych, ładnie by tu zabrzmiało słowo "psot", ale to nie są psoty, to prawdziwa głpawka! Maskara jakaś.
To zresztą bardzo dziwne jak dwa małe aniołki, bo ogólnie to moje córeczki są bardzo grzeczne, szczególnie jak są osobno, potrafią się w jedną sekundę zmienić w dwa diabelskie wcielenia. Odwrotnie transformacja też w końcu następuje, ale przeważnie trwa to nieco dłużej.
Na szczęście dziadek zlitował się nade mną i zabrał Kruszynkę na spacer. Myszka wymyśliła sobie, że chce wyklejać plasteliną. Ostatnio często się w to bawimy, ale po 5 minutach Myszka się nudzi. Czego się jednak nie robi dla 5 minut spokoju? Dałam jej plastelinę, Myszka ją otworzyła i pyta "co to jest?" pokazując na szary kawałek, którego nie było w opakowaniu gdy ostatnio wyklejała. I wtedy wymyśliłam banalnie prostą zabawę, na którą pewnie bym nie wpadła gdyby nie pytanie Myszki (a jeśli chcecie się dowiedzieć skąd się wzięła szara plastelina i dlaczego rodzice spędzają romantyczny wieczór bez dzieci bawiąc się plasteliną to poczekajcie na najbliższą odsłonę Dziecka na warsztat).
Dałam Myszce do ręki kawałek niebieskiej plasteliny i kawałek żółtej i poprosiłam aby długo go ugniatała (przy okazji poćwiczyła sobie paluszki). Trzeba było zobaczyć zdziwienie malujące się na jej małej buźce gdy nagle zobaczyła, że trzyma w rączce zieloną plastelinę!
W ten oto sposób stworzyłyśmy jeszcze inne kolory.
Ułożyłyśmy kolorowe kuleczki w rządku...
...najpierw, gdy Myszka miała zamknięte oczy, zabierałam jeden kolor, a ona miała powiedzieć, którego brakuje...
W ten oto sposób stworzyłyśmy jeszcze inne kolory.
- czerwony + żółty = pomarańczowy
- czerwony + niebieski = fioletowy
- czerwony + biały = różowy
- czarny + biały = szary
- niebieski + żółty = zielony
- niebieski + biały = błękitny
- czerwony + żółty + niebieski = brązowy
Później pobawiłyśmy się trochę naszymi nowymi kolorami.
Ułożyłyśmy kolorowe kuleczki w rządku...
...a później przestawiałam kolory, a Myszka wskazywała te, które były zamienione i odstawiała je na miejsce.
I tak zupełnie niechcący wyszła nam super prosta zabawa, która naprawdę bardzo zainteresowała moją córeczkę. I w dodatku Myszka choć przez chwilę była spokojna :)
Fajny pomysł :)
OdpowiedzUsuńLenka bawi się plasteliną bardzo często, na koniec łączy wszystkie kolory :)
My zazwyczaj bawimy się ciastoliną, jest miększa i bardziej przypadła do gustu moim dziewczynkom. Zawsze starałyśmy się też nie mieszać kolorów :)
UsuńSuper! Mój Krzysiu też lubi zabawę plasteliną i zazwyczaj miesza po kilka kolorów z czego wychodzi jakaś szaro bura kula ;)
OdpowiedzUsuńMy raczej bawimy się ciastoliną http://ononaidzieciaki.blogspot.com/2015/03/kreatywna-plastelina.html
UsuńU nas plastelina, ciastolina to tez zabawy na pięc minut, a sprzątania....zdecydowanie więcej :) Fajne, magiczne "kamyki" Wam wyszły :)
OdpowiedzUsuńU nas swego czasu ciastolina była zabawą na długie godziny, wszystko było fajnie do czasu gdy Myszka bawiła się sama. Jak dziewczyny zaczęły się bawić nią razem to był istny armagedon więc na jakiś czas pozbyłam się jej z domu :)
UsuńPlastelinę kupiłam specjalnie do wyklejania, ale to się Myszce nie spodobało, bo plastelina jest za twarda i odkleja jej się z kartki zamiast się przyklejać :)
Takie to proste, a tyle można mieć frajdy (i spokoju w domu ;) ) U nas Bąbel też "dzikuje" strasznie ostatnimi czasy - może to ta pogoda tak działa na nasze pociechy, ten brak słońca i ogólne jesienne przesilenie ;)
OdpowiedzUsuńU nas to musiałoby być przesilenie wiosenne, letnie, jesienne i zimowe :)
UsuńUwielbiamy i plastelinę i ciastolinę ... piankolinę też :-))
OdpowiedzUsuńPiankoliny jeszcze nie mieliśmy, ale mamy zamiar to szybko zmienić :)
UsuńCzy tylko ja nie lubię plasteliny? :D
OdpowiedzUsuńPewnie ktoś by się jeszcze znalazł, ale ja nie znam nikogo takiego :)
UsuńZabawy plasteliną lubimy ale muszę przyznać, że na tworzenie nowych kolorów nie wpadłam :)
OdpowiedzUsuńGdyby Myszka nie spytała to ja pewnie też bym o tym nie pomyślała :)
UsuńNo proszę, jakim łatwym sposobem można się fajnie bawić :)
OdpowiedzUsuńŁatwe pomysły przeważnie są najlepsze :)
UsuńZabawa w kolory bardzo fajna i ugniatanie na pewno pozwala dziewczynkom spuścić trochę pary:D Dobrze że Fiodorek dzielnie znosi psoty, bo Panna Miau nie dałaby sobie dokuczać i do akcji wkroczyłyby pazurki i jeden ząbek, który jej się ostał:))
OdpowiedzUsuńUściski dla Ciebie i dziewczynek!:))
Fiodorek jest bardzo cierpliwy, dużo bardziej niż ja :)
UsuńCiekawa zabawa :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńBardzo cenię u Was proste zabawy, ale jakże rozwijające.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sama bawiłam się w ten sposób jak byłam mała :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńplastelina fajna jest:D
OdpowiedzUsuńNawet bardzo
Usuńsuper pomysł, niby to takie prostw, a jakoś nigdy nie wpadłąm :D
OdpowiedzUsuńTak to jest z prostymi zabawami, na nie najciężej jest wpaść :)
UsuńAż sama mam ochotę pójść do sklepu po plastelinę! Najgorsze jest jednak to, że raz zmieszanych kolorów nie da się potem odzyskać ;)
OdpowiedzUsuńNo nie da, dlatego nie mieszamy ciastoliny :)
UsuńJesteś tak kreatywna ze aż strach :) potrafisz wyczarować magiczną zabawę jakbyś miała magiczną rozdzke :) zazdroszczę i życzę wam samych anielskich dni :*
OdpowiedzUsuńJaka prosta i jaka fajna zabawa :) Co do "psot" -taki wiek, ale mam nadzieję , ze szybko z tego wyrosną :)
OdpowiedzUsuńPewnie koło 20-tki :)
Usuńświetna zabawa! od lat używamy różnego rodzaju ciastoliny, a dużo tańsza, a oferująca właśnie szeroką gamę kolorów plastelina jakoś leżała zapomniana - dzięki za przypomnienie o tej starej, dobrej "zabawce"!
OdpowiedzUsuńa co do Twoich aniołków-diabełków: od dawna podziwiam, że potrafiliście zająć sie od razu "kompletem" rodzeństwa - wiadomo dójka to dwa razy więcej hałasu, bałaganu i kłopotów na raz... ale pięknie pokazuesz, że także dwa razy więcej rodzinnej miłości i szczęścia!
Teraz już jest łatwiej, najciężej było na początku jak człowiek nigdy wcześniej nie miał do czynienia z dziećmi i nagle musiał ogarnąć dwójkę :)
UsuńAle podwójna miłość wynagradza wszystko z nawiązką :)
Niby proste a czegoś nowego można się nauczyć. Fajne jest też mieszanie kolorów farb :-)
OdpowiedzUsuńWypróbujemy :)
UsuńMy jeszcze nie bawimy się plasteliną, bo młoda by ją pewnie zjadła :) Ale Eryk w przedszkolu już coś tam tworzy :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście Kruszynka nie miała etapu wsadzania wszystkiego do buzi :)
UsuńŚwietna zabawa. :) Jako dziecko uwielbiałam plastelinę, o cudach typu ciastolina nawet nie marzyłam.
OdpowiedzUsuńZa moich czasów też nie było takich wynalazków :)
Usuńfajnie że spędzacie wspólnie czas:) to ważne
OdpowiedzUsuńWe wszystkich zabawach właśnie to jest najważniejsze!
Usuń