Za oknem chlapa i ciapa, a ja zapraszam Was dziś na słoneczną podróż i to nie, tak jak to miało miejsce ostatnio, palcem po mapie. Mimo, że od naszego powrotu z wakacji minęło już dobrych kilka miesięcy nie zdążyłam Wam jeszcze pokazać, małej, ale bardzo ładnej miejscowości i hotelu, w którym spędziliśmy większą część ubiegłorocznego wyjazdu. Może ktoś akurat szuka pomysłu na wakacje.
Po tym jak zmokliśmy trochę, Ci którzy czytali naszą relację (TU) z wakacji, wiedzą, że nie tylko trochę, śpiąc przez pierwszą część urlopu pod namiotem, dojechaliśmy w końcu do hotelu. Na początku pogoda też nas nie rozpieszczała, ale przynajmniej mieliśmy dach nad głową i suche buty.
Brak palącego słońca i silny wiatr wykorzystaliśmy na zwiedzanie Karlobagu, malutkiej miejscowości, którą poza sezonem zamieszkuje tylko około 1000 mieszkańców.
Przechadzając się uliczkami miasteczka zupełnie niechcący trafiliśmy na pozostałości średniowiecznej twierdzy z XIII lub XIV wieku.
Odnaleźliśmy także na jedną z sześciu cystern, studni miejskich, które w czasach zanim wybudowano wodociągi były jedynym źródłem wody pitnej.
Wracając górą podziwialiśmy uroczy kościółek z przylegającym cmentarzem. Na dole okazało się, że kościół znajduje się za zamkniętą bramą, którą moje małe, ciekawskie podróżniczki od razu sforsowały. Za bramą czekał na nas kościół, no nie cały kościół tylko jego fragment, z 1710 roku. Podczas bombardowania w 1943 roku świątynia została poważnie uszkodzona, w dobrym stanie zachowała się wieża, a właściwie jedna część ściany dawnego kościoła zakończona dzwonnicą.
Na placu przed kościołem znajduje się także pomnik Świętego Karola Boromeusza, patrona świątyni.
Nieopodal kościoła znajduje się niewielki port, w którym odnaleźliśmy nawet kawałek starej, zardzewiałej armaty.
Będąc w Karlobagu mieszkaliśmy w hotelu położonym nad samym morzem z którego rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na wyspę Pag. Ta niezwykła panorama była widoczna nie tylko z restauracji i tarasu kawiarni, ale także z naszego pokoju! Co wieczór, siedząc na balkonie, oglądaliśmy zachwycający zachód słońca chowającego swą pomarańczową tarczkę za skalistą wyspę.
Przy hotelu była betonowa plaża z której do morza schodziło się po drabinkach, był też wydzielony brodzik, ale z niego akurat ciężko było skorzystać, bo stojąca woda marska, która nie była oczyszczana, nie zachęcała do kąpieli. Jednak zaraz obok hotelowej plaży była zwykła, tradycyjna, kamienista chorwacka plaża na której dziewczynki potrafiły spędzić pół dnia, nie tylko korzystając z morskich i słonecznych kąpieli, ale także sadząc stokrotki (pisałam o nich TU). Na plażę prowadziło dość sporo schodów, ale moim dzieciom w ogóle to nie przeszkadzało, one nawet na schodach potrafią się dobrze bawić.
Ci, których odstraszała chłodna woda w morzu, mogli skorzystać z jednego z dwóch basenów hotelowych, zewnętrznego i wewnętrznego. Korzystały z nich jednak głównie dzieci, bo chyba tylko im temperatura wody nie robiła różnicy, a ta zbyt wysoka nie była. Moim dziewczynom zimna woda w ogóle nie przeszkadzała, trzęsły się z zimna, miały fioletowe usta, ale i tak twierdziły, że jest im ciepło i że jest świetnie. Żeby nie było, że ja w ogólnie nie zmoczyłam swoich czterech liter, to weszłam kilka razy do morza, ale dopiero gdy pogoda się poprawiła i woda nieco się nagrzała. Jak dla mnie woda poniżej 25 stopni w ogóle nie nadaje się do kąpania, no ale skoro przejechałam już prawie 1000 km to nie mogłam się trochę nie popluskać.
Na terenie hotelu było wiele atrakcji: piłkarzyki, cymbergaj, jeszcze jakieś inne automaty, boisko do kosza i siatkówki, kort tenisowy oraz pole do mini golfa, trochę sfatygowane, ale grać się dało. Zresztą nie tylko grać, dziewczyny urządziły sobie tam plac zabaw.
Codziennie przed kolacją, moje pełne niespożytej energii córeczki, upominały się żeby iść na plac zabaw, który był po drugiej stronie ulicy. To był taki plac jakie lubię najbardziej - mały. Dzieci mogły się wyszaleć, ale nie musieliśmy tam spędzać kilku godzin.
Była jednak atrakcja, z której moje dziewczynki były zdecydowanie bardziej zadowolone niż ze wszystkiego innego. Jak tylko otwierały rano oczka to pytały czy pójdą dziś na... dyskotekę! Głośna muzyka, migające światła i taniec to jest to co moje córeczki lubią najbardziej!
Sama jestem ciekawa gdzie spędzimy tegoroczne wakacje, a Wy macie już jakieś plany?
Fajne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, fajne krajobrazy to i zdjęcia fajne :)
UsuńCo tu dużo pisać- fantastyczne miejsce. Bardzo mi się podoba i widać że dziewczynki też się nie nudziły;), a to ważne kiedy chce się spędzić wakacje z dzieciaczkami
OdpowiedzUsuńMOje dziewczyny nigdy się nie nudzą, jak nie ma co robić to się biją :)
UsuńPiękne zdjęcia:) Zresztą sam region cudowny. Byłam przez pewien czas w Słowenii i się zakochałam:) Wspaniały region.
OdpowiedzUsuńWspaniałe miejsce, piękne zdjęcia i radość którą widać na każdym zdjęciu, po prostu pięknie!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPiękne wspomnienia. Oby tegoroczne wakacje były równie udane.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wstawiłaś zdjęcia z tym pięknym zachodem słońca.
Niestety nie mam takiego zdjęcia.
UsuńOjej! Cudowne miejsce. Aż chce się pojechać i poczuc ten klimat na własnej skórze!!!
OdpowiedzUsuńWszystko przed Wami :)
UsuńPięknie opisane, piękne zdjęcia aż chce się tam być Monika Flok
OdpowiedzUsuńPakujcie się :)
Usuń:-)
UsuńAż zazdroszczę takich pięknych widoków i niesamowitego, aktywnego urlopu. Chorwacja to nasze wielkie marzenie - na razie jeszcze niespełnione, ale może za jakiś czas, kiedy Bąbel trochę podrośnie...A w tym roku Orawa i znów polskie morze :)
OdpowiedzUsuńBąbel chyba już nie jest taki mały. Trzeba korzystać teraz puki za dzieci się nie płaci :)
UsuńJak fajnie i pogodnie. Na pewno na takim wyjeździe można doładować baterie i wypocząć.
OdpowiedzUsuńZ 2 dzieci i mężem? Nie po takim urlopie potrzebny jest jeszcze samotny weekend w SPA :)
Usuń