W minioną niedziele mieliśmy chrzest. Po chrzcie nasze, skądinąd całkiem grzeczne do tej pory dzieci, miały się stać małymi aniołkami. Miały być grzeczne, uśmiechnięte i wesołe. A tu... chyba jakiś diabeł w nie wstąpił, bo od niedzieli są nie do wytrzymania. Ciągłe krzyki, histerie, płacze, zupełnie bez powodu. Zaczyna się z samego rana, a kończy dopiero wieczorem po długiej walce o pójście spać. Dobrze, że są wakacje i sąsiedzi powyjeżdżali na urlopy, bo w przeciwnym razie opieka społeczna pewnie dawno by już u nas była. Sprawdziłam nawet fazę księżyca, ale do pełni daleko. Chyba pójdę złożyć reklamację do księdza.
Dopisane 2 tygodnie później:
Znajomi uświadomili mi, ze to nie "wina" księdza, że dzieci się tak "popsuły" tylko chrzestnych: "Mają to po chrzestnych". Wcześniej chrzestnych nie miały to nie miały się w kogo wdać.
Dopisane 2 tygodnie później:
Znajomi uświadomili mi, ze to nie "wina" księdza, że dzieci się tak "popsuły" tylko chrzestnych: "Mają to po chrzestnych". Wcześniej chrzestnych nie miały to nie miały się w kogo wdać.
Komentarze
Prześlij komentarz