Kolejny dzień pobytu na Słowenii rozpoczęliśmy od pakowania naszego dobytku. Wsadziliśmy cały majdan do samochodu i ruszyłyśmy na podbój stolicy.
Pogoda cały czas nam sprzyjała, zapowiadał się kolejny słoneczny, ale nie upalny dzień.
Nie mieliśmy w planach szczegółowego zwiedzania Lublany, chcieliśmy tylko przejść się trochę po centrum, pospacerować wąskimi uliczkami i zobaczyć zamek górujący nad miastem.
W nawigację wpisaliśmy "Centrum" i liczyliśmy na to, że uda nam się znaleźć jakiś większy parking, na którym będziemy mogli zostawić auto. Mąż trochę narzekał, że w południe w mieście będą pewnie straszne korki i zamiast wypoczywać będziemy się kisić w samochodzie. Spodziewaliśmy się ruchu jak w Warszawie czy w Krakowie. Tu jednak Lublana bardzo nas zaskoczyła. Centrum miasta to jedna dwukierunkowa, prawie pusta ulica. Nawigacja powiedziała "jesteś na miejscu", a my nie mogliśmy wyjść z podziwu, że centrum stolicy może być tak mały ruch.
Spacer po mieście zaczęliśmy od Placu Kongresowego.
Po krótkiej przechadzce i oglądnięciu kilku zabytkowych kamienic, między innymi Ratusza znajdującego się na Mestni trg, i dwóch fontann, które zainteresowały dziewczynki zdecydowanie bardziej niż dzieła architektoniczne, naszym oczom ukazał się zamek na wzgórzu w którego kierunku się udaliśmy.
Do zamku prowadzi stroma ścieżka, z której co jakiś czas warto wyjrzeć przez rosnące wzdłuż krzaki, aby podziwiać panoramę miasta z coraz większej wysokości. Im wyżej się wchodzi tym więcej ukazuje się naszym oczom czerwonych dachów budynków zostających w dole.
Oglądając z góry panoramę Lublany można zaobserwować dokładnie rysującą się granicę między starą a nową częścią miasta.
Po trochę męczącym spacerze dotarliśmy do Lublańskiego zamku, który został wzniesiony po trzęsieniu ziemi w 1511 roku. Obecnie w zamku znajduje się muzeum, które prezentuje multimedialne rekonstrukcje miasta na przestrzeni 2 tys lat.
Nas jednak bardziej niż muzeum interesowały same mury zamku, którego dzieje sięgają IX wieku, choć z okresu średniowiecznego niewiele już w nim zostało.
Z zamku wracaliśmy starymi, wąskimi uliczkami, które uwielbiam. W takich miejscach czuje się prawdziwy klimat miasta.
Przed powrotem do samochodu przespacerowaliśmy się jeszcze wzdłuż nabrzeża Ljubljanicy i odwiedziliśmy Presernov trg, który jest uznawany za serce Lublany.
Po zakończeniu zwiedzania udaliśmy się w stronę kolejnego kempingu, na którym planowaliśmy spędzić najbliższe 3 noce.
Kemping Pivka Jama (cena: 11,90 euro/osoba dorosła, dzieci gratis, podatek klimatyczny: 0,70 euro) zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie. Przede wszystkim, co bardzo ucieszyło dziewczynki, na terenie kempingu jest basen, w którym mogły się schłodzić i odpocząć po całym dniu zwiedzania.
Kemping jest bardzo duży i ma fajnie wydzielone miejsca na rozbicie namiotu pomiędzy drzewami piniowymi. Jest także większy plac dla przyczep kempingowych, z którego chętnie skorzystaliśmy ponieważ usytuowany jest on najbliżej basenu i sanitariatów.
Na terenie kempingu znajduje się także kort tenisowy, boisko do siatkówki i koszykówki, stoły do ping-ponga, a także domki letniskowe, dla tych którzy lubią mieć dach nad głową.
My zwiedziliśmy Lublanę dość pobieżnie i na własną rękę, ale gdyby ktoś chciał dokładniej poznać to niewątpliwie wspaniałe miasto to polecam skorzystanie z oferty biura podróży Rainbow.
Oglądając z góry panoramę Lublany można zaobserwować dokładnie rysującą się granicę między starą a nową częścią miasta.
Nas jednak bardziej niż muzeum interesowały same mury zamku, którego dzieje sięgają IX wieku, choć z okresu średniowiecznego niewiele już w nim zostało.
Z zamku wracaliśmy starymi, wąskimi uliczkami, które uwielbiam. W takich miejscach czuje się prawdziwy klimat miasta.
Przed powrotem do samochodu przespacerowaliśmy się jeszcze wzdłuż nabrzeża Ljubljanicy i odwiedziliśmy Presernov trg, który jest uznawany za serce Lublany.
Po zakończeniu zwiedzania udaliśmy się w stronę kolejnego kempingu, na którym planowaliśmy spędzić najbliższe 3 noce.
Kemping Pivka Jama (cena: 11,90 euro/osoba dorosła, dzieci gratis, podatek klimatyczny: 0,70 euro) zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie. Przede wszystkim, co bardzo ucieszyło dziewczynki, na terenie kempingu jest basen, w którym mogły się schłodzić i odpocząć po całym dniu zwiedzania.
Kemping jest bardzo duży i ma fajnie wydzielone miejsca na rozbicie namiotu pomiędzy drzewami piniowymi. Jest także większy plac dla przyczep kempingowych, z którego chętnie skorzystaliśmy ponieważ usytuowany jest on najbliżej basenu i sanitariatów.
Na terenie kempingu znajduje się także kort tenisowy, boisko do siatkówki i koszykówki, stoły do ping-ponga, a także domki letniskowe, dla tych którzy lubią mieć dach nad głową.
My zwiedziliśmy Lublanę dość pobieżnie i na własną rękę, ale gdyby ktoś chciał dokładniej poznać to niewątpliwie wspaniałe miasto to polecam skorzystanie z oferty biura podróży Rainbow.
Aleee cudnie :) Słowenię tylko przelotem widziałam z autokaru, jadąc na kolonię do Chorwacji wieki temu. Widzę jednak, że warto się tam wybrać :)
OdpowiedzUsuńWiele osób traktuje Słowenię jako kraj tranzytowy, a naprawdę warto :)
UsuńIleż wspomnień będą miały dziewczynki, a to przecież dopiero początek ich podróżniczej przygody.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że złapią bakcyla :)
UsuńPełnia przygód :)
OdpowiedzUsuńDopiero się rozkręcamy :)
Usuń