Przejdź do głównej zawartości

Chorwacja z dzieckiem - Biokovo


     Chorwacja kojarzy się głównie ze słońcem, pięknymi plażami i zabytkowymi miastami. Mało kto wybierając się w te strony planuje wyprawę w góry.


      Jako, że bardzo lubimy odbywać wysokogórskie podróże, szczególnie te kolejkami górskimi lub samochodem, nie mogliśmy sobie odpuścić wyjechania na najwyższy szczyt pasma Biokovo - Sveti Jure (1762 m n.p.m.). Jechaliśmy już wcześniej Trasą Transfogarską w Rumunii (opisana TU) i Grossglockner Hochalpensttasse w Austrii (opis TU), więc wydawało nam się, ze wyjazd na Biokovo nie będzie problemem.

      Mieliśmy rację - tylko nam się wydawało!

       Wyjechaliśmy z Makarskiej, wpisaliśmy w  nawigację: Sveti Jure - na szczyt prowadzi droga, więc była uwzględniona w mapach google -  i ruszyliśmy. Początkowo wszystko szło gładko - lekkie zakręty, piękne widoki, szeroka droga...




        W pewnym momencie nawigacja powiedziała "skręć w lewo", ale nie zauważyliśmy żadnego zakrętu, ani innej drogi. Pojechaliśmy więc dalej prosto, a mapy google wyznaczyły nam nową trasę. Jechaliśmy prosto, i jechaliśmy, i nic. Po jakimś czasie trafiliśmy na jedyny w okolicy malutki domek, przy którym na szczęście ktoś był. Miły starszy pan, bardzo zaskoczony naszą obecnością w tych okolicach, na migi kazał nam zawrócić.

       Wracając w końcu zauważyliśmy drogę, którą pierwotnie wskazywała nam nawigacja, a nawet duży baner reklamowy. Niestety jadąc główną drogą od strony Makarskiej ta droga była zupełnie niewidoczna. Zakręt miał prawie 180 stopni, a reklama była umieszczona już na początku drogi podporządkowanej, zamiast jeszcze przy drodze głównej.

     Najważniejsze jednak, że trafiliśmy na odpowiednią trasę. Kawałek dalej była już droga wjazdowa do parku krajobrazowego Biokovo oraz kasa, w której należało uiścić opłatę za wjazd. Przy wjeździe kasjer poinformował nas, że nie ma dużego ruchu więc możemy śmiało jechać, choć już na samym początku droga wydawała się nam dość wąska i zastanawialiśmy się co będzie dalej. Nie po to jednak tak długo krążyliśmy po okolicy żeby teraz zrezygnować. 





            

       Początkowo szosa prowadzi przez las iglasty, a szerokość drogi jest, określiłabym to, przyzwoita. Zakręty są łagodne, początkowo nawet niezbyt liczne, trafiają się także zakola, na których bez problemu można się minąć z samochodami jadącymi z przeciwka. 


      Im wyżej tym sytuacja staje się bardziej ekstremalna. Droga się zwęża, a pojedyncze początkowo zakręty zmieniają się w prawdziwe serpentyny. Coraz trudniej  jest minąć się nie tylko z mijanymi samochodami, ale nawet motorami. Zatoczek jest coraz mniej więc trzeba się niejednokrotnie dość daleko cofnąć, aby można było się wyminąć. Sytuację dodatkowo utrudniają liczne przepaści, niejednokrotnie nie zabezpieczone żadnymi barierkami.

      Zmienia się także przyroda, bujny las zmienia się początkowo w kosodrzewinę, aby wkrótce ustąpić miejsca zupełnie gołym skałom. Po drodze mijamy także pasące się zwierzęta, a droga jest tak wąska, że nawet z nimi jest ciężko się minąć, najlepiej po prostu stanąć i przeczekać aż przejdą.




       Muszę przyznać, że dawno się tak nie bałam. 20 kilometrów z około 25 kilometrowej trasy przejechałam z duszą na ramieniu, zastanawiając się czy dojedziemy na szczyt w jednym kawałku. Nie chcę nawet wyobrażać sobie co musiał czuć mój mąż siedząc za kierownicą. Całą drogę się nie odzywał - taki był skupiony. Dziewczyny pewnie też czuły panujący w aucie stres, bo nawet choroba lokomocyjna Kruszynki, która dała o sobie znać już na początku trasy, zniknęła. 

        Należy pamiętać, że wyjeżdżaliśmy na szczyt na samym początku maja. Nie wiem co musi się dziać na trasie w sezonie. Nam wyjechanie zajęło około godziny, w wakacje musi to z pewnością trwać dużo dłużej i być jeszcze bardziej ekstremalne.

       Na szczycie także nie ma zbyt dużo miejsca dla samochodów, na parkingu jest około 8-10 miejsc, a podobno (choć nie widziałam i nie wiem jakim cudem miałoby się to odbywać) wyjeżdżają tam także autobusy. 

          Trud podróży wynagradzają za to widoki roztaczające się ze szczytu. Można je co prawda podziwiać także w trakcie wjazdu, ale stres odbiera nieco przyjemność. Na miejscu za to można się całkowicie zrelaksować i napawać pięknym krajobrazem, gdzie nagie górskie szczyty łączą się z turkusowo niebieskim morzem.

       Udało nam się nawet znaleźć trochę śniegu!









      Na szczycie góry Świętego Jana (1762 m n.p.m.) znajduje się telewizyjna antena nadawcza oraz stara kaplica, od której wierzchołek wziął swoją nazwę. Aby dotrzeć od obu obiektów należy przejść się kawałek wyznaczoną ścieżką. Taki spacerek bardzo się przydaje na rozruszanie kości po nerwowej podróży. 






      W dół wraca się tą samą drogą, na szczęście około 16 na szczyt mało kto już wyjeżdżał, więc było łatwiej zjechać, bo nie trzeba było się zbyt często mijać z samochodami jadącymi z przeciwka.

        Dojeżdżając już do końca trasy znaleźliśmy jeszcze bardzo fajne miejsce widokowe, z którego mogliśmy się pożegnać z górami i znów powitać morze.





     Pomimo stresu jaki przeżyliśmy wjeżdżając na górę i obaw o hamulce przy zjeździe w dół z całą pewnością stwierdzam, że warto było wyjechać na szczyt! Bajeczne widoki wynagradzając cały trud podróży!

      Po górskiej wyprawie udaliśmy się do Dubrownika, z którego pewnie już niedługo zasypię Was kolejną porcją zdjęć.







Komentarze

  1. Podejrzewam że też mocno przeżywałabym wjazd ale dla takich widoków warto ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na zdjęciach piękne krajobrazy, ale podejrzewam, że na żywo są jeszcze piękniejsze. 😊
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze jak cudownie...cały czas myślę, czy jednak damy rade w tym roku wyjechać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne miejsce i te widoki w tym roku będziemy w Chorwacji może tez sie wybierzemy

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, wspaniałe widoki..warto było zaryzykować i jechać. Jakoś Chorwacja kojarzyła mi się głównie z morzem, a tu takie piękne górskie okolice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość osób kojarzy Chorwację tylko z plażami, a to wbrew pozorom bardzo górzysty kraj.

      Usuń
  6. Piękne zdjęcia, ja bardzo lubię wyjeżdżać z dziećmi

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj tak, my też na jednej z wycieczek w Chorwacji pobłądziliśmy. Nawigacja sobie, a życie sobie. Problemem też jest to oznakowanie nie najlepsze...Piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nas akurat w tym momencie nawigacja dobrze kierowała, tylko drogi nie zauważyliśmy. Innym razem za to faktycznie wywiodła nas na manowce :)

      Usuń
  8. Zupełnie nie kojarzyłam Chorwacji z takimi drogami i widokami! Przyznam, że mimo to, że zawsze jadę po takich drogach z duszą na ramieniu, bardzo je lubię... no i widoki zawsze są warte tej drogi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało kto kojarzy Chorwację z tym miejsce, ale na prawdę warto się tam wybrać.

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. W tym roku będziemy tworzyć nowe :) Plan już się szykuje :)

      Usuń
  10. Przejeżdżaliśmy przez tą miejscowość. Pięknie. Naszym celem była Istria. Mąż ma rodzinę w tamtym regionie więc mogliśmy też dużo zwiedzać. Polecam. Na https://istria.pl/ poczytasz sobie o najważniejszych punktach regionu. Na prawdę warte objechać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Detektyw Pozytywka

        Nowa seria ćwiczeń na tablicę interaktywną z genial.ly właśnie pojawia się na blogu - nasze lektury .  Mam nadzieję, że chętnie będą z niej korzystali nauczyciele klas początkowych, a także rodzice, którzy będą chcieli przybliżyć swoim pociechom klasykę literatury dziecięcej.

Wielki skarbiec bajek

      Czerwony Kapturek, Jaś i Małgosia, Kopciuszek, Królewna Śnieżka i 7 krasnoludków - któż z nas nie zna tych bajek? Pamiętam jak chodziłyśmy z siostrą spać do babci, która wieczorami przenosiła nas w magiczny świat bajek. Jakoś wówczas nie było straszne to, że aby wydostać Babcię i Czerwonego Kapturka z brzucha wilka trzeba było mu rozciąć brzuch. Baba Jaga, która spłonęła w piecu przeznaczonym dla Jasia, także nie przerażała. 

Cukierku, Ty łobuzie

       Cukierek to psotny kotek, który podbił serca wielu dzieci i (na szczęście) nie zmienił tego fakt, że jego przygody zostały szkolną lekturą.

Wiersze na długie wieczory

    " - Dziadku, dziadku,      Posiedź ze mną,      Opowiedz mi bajkę senną.      Senną , ciemną i przyjemną."

Wachlarz z piórek DIY

Wachlarz z piórek DIY         Wachlarz z piórek DIY zrobiłyśmy z dziewczynkami w ramach przygotowania lekcji dla trzeciej klasy o uczuciach i Japonii. 

Kaszolina - masa plastyczna z kaszy manny

      Wykonanie masy plastycznej z kaszy manny jest niezwykle proste, a do jej zrobienia potrzebne są tylko dwa składniki: kasza i woda. 

Galaktyka w słoiku

      Próbowaliście kiedyś zamknąć całą galaktykę w słoiku ? My spróbowaliśmy i wiecie co? Udało nam się! I wcale nie było takie trudne.

22 kwietnia Dzień Ziemi

     22 kwietnia obchodzony jest światowy dzień Ziemi z tej okazji zebrałam dla swoich uczniów (dla Was i Waszych uczniów także) kilka filków, ciekawostek i gier zwiazanych z ekologią.

Kraków - Ogród Doświadczeń

           Gdy w sierpniu poznałam rozpiskę nowej edycji Dziecka na warsztat od razu zaczęłam się zastanawiać co będziemy robić przez najbliższe miesiące. Staram się tak planować warsztaty aby dziewczynki były zadowolone i przy okazji może czegoś się nauczyły. 

Wyklejanka z kolorowego ryżu

       Kilka dni temu rozpoczęliśmy przygotowania do kolejnego warsztatu w ramach akcji Dziecko na Warsztat. Tym razem omawiamy Australię, a jedną z zabaw było wyklejanie różnymi rodzajami kaszy kangura i misia koala (cały warsztat będzie do zobaczenia już w poniedziałek). Myszce tak bardzo spodobało się to zajęcie, że przygotowałam jego inną wersję.

Facebook