Rozkoszna cisza, niebiański spokój, piękne widoki, szum wody, błogi relaks. To wszystko mamy w zasięgu ręki, wystarczy tylko wrzucić ponton do samochodu i przejechać kilka kilometrów aby móc cieszyć się niczym nie zmąconym wypoczynkiem.
Takie proste, takie przyjemne a namówić kogokolwiek żeby poszedł ze mną popływać graniczy prawie z cudem. Średnio dwa razy do roku udaje mi się namówić na to męża i tyle, nikt więcej nie chce się skusić. Nawet wiosłować nie trzeba, bo silnik jest. Moglibyśmy pływać, jeśli nawet nie codziennie, to przynajmniej co weekend. Nie potrzebna jest piękna pogoda wystarczy żeby nie padał deszcz, sezon moglibyśmy rozpoczynać początkiem maja, a kończyć ostatnim weekendem września. Moglibyśmy, ale tego nie robimy.
Jednak nie ma co narzekać, trzeba cieszyć się chociaż tymi sporadycznymi wyjazdami. W miniony weekend udało mi się namówić w końcu męża żebyśmy wzięli wreszcie także Myszkę na ponton. Kruszynkę zostawiliśmy dziadkom, bo jej to ja w ogóle nie ufam. Ona byłaby gotowa wyskoczyć specjalnie za burtę żeby tylko zdenerwować rodziców. Poza tym w wypożyczalni i tak nie mieli takich małych kapoków, a bez tego nigdy nie wpuściłabym dzieci na wodę.
Zabraliśmy więc Myszkę, spakowaliśmy przygotowany wcześniej sprzęt i ruszyliśmy w drogę.
Zniesienie wszystkiego na brzeg i przygotowanie do wodowania zajmuje trochę czasu. Trzeba nadmuchać ponton, a nie jest on mały, podłączyć silnik oraz akumlator. Myszka jednak bardzo chętnie pomagała.
Tata zajął się sprawami technicznymi i w końcu, po prawie godzinie przygotowań, mogliśmy zwodować naszą łajbę.
Przed wejściem na ponton Myszka przeszła kurs bezpieczeństwa:
- cały czas trzymać się mamy (dlatego mamy mało zdjęć),
- jak zacznie wiać silniejszy wiatr zakłada dodatkowo skrzydełka oraz koło do pływania, wzięłam takie z siedzeniem, dla maluchów, z którego bardzo ciężko jest wypaść,
- jak coś się stanie rodzicom, albo wpadnie jednak do wody ma głośno gwizdać - do kapoku miała przymocowany gwizdek.
Uzbrojona w wiedzę i niezbędny sprzęt Myszka pierwszy raz wsiadła na ponton i została wilkiem morskim.
Po około 10 czy 15 minutach okazało się, że silnik nie działa, pękła klamra od akumlatora. Trzeba było chwycić za wiosła i wracać do brzegu, nie było to takie proste, bo prąd ciągle nas znosił.
Po godzinie przygotowań, godzinie pływania, z czego prawie 45 minut staraliśmy się dopłynąć do brzegu, wróciliśmy znów na ląd, gdzie czekało nas kolejne pół godziny składania sprzętu.
Mimo, że nasza wycieczka nie wyglądała tak jak powinna bardzo się cieszę, ze udało mi się w końcu zabrać Myszkę na ponton i, przede wszystkim, że się jej podobało. Może teraz łatwiej będzie nam namawiać tatusia żeby poszedł z nami popływać.
Ekstra! Ja też chce taką wodną wyprawę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam
UsuńJa to jestem panikara i boję się przebywania na głębszej wodzie...a jeszcze z dzieckiem zawał na miejscu:) Niemniej jednak atrakcja świetna :)
OdpowiedzUsuńPonton to nic, najbardziej bałam się jak jechaliśmy z dziewczynkami na wyciągu krzesełkowym, ale też daliśmy radę.
UsuńFantastyczna przygoda. Jeśli Twoja Myszka złapie wodnego bakcyla będziesz miała super towarzyszkę do takich wypraw;}
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko tragarza i mechanika będziemy musiały znaleźć :)
UsuńSuper :) Chciałabym mieć taką możliwość wybrania się na ponton, choć tak jak piszesz, zazwyczaj jak ma się w miarę gdzieś blisko, to się nie korzysta :) ale może jak młoda to polubi, to będzie Ci łatwiej namówić na częstsze takie wycieczki :)
OdpowiedzUsuńPrzeważnie jest tak, że łatwiej jest się wybrać gdzieś dalej niż korzystać z tego co się ma pod ręką.
UsuńCzyli nie dość, że prawdziwy wilk morski to jeszcze z pierwszą morką przygodą na koncie ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście mało ekstremalną przygodą.
UsuńAch tak to juz jest, że więcej roboty z przygotowaniem i potem posprzątaniem tego ?ambarasu" niz samej przyjemności :) Jednakowoż....jestem przekonana, że córci się podobało!!!!!
OdpowiedzUsuńDokładnie! Dmuchanie, potem składanie itp. Radocha jednak niesamowita, tym bardziej dla dzieci :)
UsuńNiestety, żeby się dobrze bawić trzeba się najpierw dobrze przygotować.
UsuńJaki super nowowczesny ponton! To wręcz łódź! Ja mam doświadczenie tylko z takimi starymi, łatanymi, w kolorze khaki. Człowiek nawet nie wie, jaka go nowoczesność otacza :) Oby Kruszynce przeszła szybko ta złośliwość, to będziecie mogli pływać całą rodzinką
OdpowiedzUsuńMamy go już parę lat :) A co do Kruszynki to też mam nadzieję, ze szybko z tego wyrośnie.
UsuńZazdroszczę, super wyprawa... U nas z wielkim brzuchem i ostatnimi dniami w stanie błogosławionym to niestety niemożliwe, ale przyszłe wakacje w nowym składzie na pewno spędzimy barrrdzo aktywnie :) pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńGratuluję. W przyszłym roku poszalejecie :)
UsuńZawał jeden za drugim. Strasznie się boję wody, jeśli mój mąż wypływa gdzieś dalej to ja się drę WRACAJ!!!
OdpowiedzUsuńPS. Wasza wyprawa widać że świetna i się rewelacyjnie bawiliście :)
My byliśmy zabezpieczeni :)
UsuńNiesamowita przygoda, od przygotowań po spakowanie sprzętu. Szacun dla Myszki. Ja panicznie boję się wody. A szkoda, bo Mąż bardzo lubi. Pocieszające jest to, że za parę lat będzie miał towarzysza.
OdpowiedzUsuńCzy pływaliście po Dunajcu?
Uściski dla dzielnej Myszki
Myszka kocha wodę, najlepiej głęboką,basen w ogródku nudzi się jej już po chwili.
UsuńTo nie był Dunajec, to było jezioro :)
Antek powiedziałby "Ale Przygoda!"- na razie musi mu wystarczyć plaża.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak będzie w tym roku, ale w zeszłym moim dzieciom plaża nie bardzo przypadła do gustu.
Usuńwow, robi wrazenie...
OdpowiedzUsuńa tak naiwnie zapytam - taki ponton bezpieczny? :)
Bardzo :)
Usuń